Enigmatycznie i angstowo, szturcham pairing, za którym nie przepadam.
Gdy przyszło mi umrzeć, nie
mogłam już na ciebie spojrzeć, ukochany. Nie było cię przy mnie, zostawiłeś
mnie i uciekłeś tam, gdzie zaraz miałam do ciebie dołączyć. Dłonie drżały spazmatycznie,
czułam pulsowanie krwi w każdej żyle, w każdym kawałku ciała. To nienazwane
uczucie wdarło się pod piegowate piersi, w poplątane, rude włosy.
Gdy przyszło mi umrzeć, powieki
trzepotały jak szalone, nie potrafiłam już skupić wzroku. Ciemność wdzierała się
w sponiewierany organizm, rozdrapując
zdarte od krzyku gardło. Kości trzeszczały cicho, wznosząc nieśmiały protest,
ale nie mógł ich usłyszeć już nikt.
Zawsze lubiłam zieleń, pasowała do moich oczu, teraz przyniosła nam ukojenie.
O Lily chyba jeszcze nie pisałaś? A przynajmniej nie przypominam sobie, bo zwykle był Charlie albo Cyzia :>
OdpowiedzUsuńDłonie drżały spazmatycznie, czułam pulsowanie krwi w każdej żyle, w każdym kawałku ciała. To nienazwane uczucie wdarło się pod piegowate piersi, w poplątane, rude włosy. bardzo obrazowe, podoba mi się to zestawienie słów w tych dwóch zdaniach. Dokładnie takie jak jest. Jest idealne.
I za każdym razem jak czytam Twoje draboołki, przenoszę się w cudowny klimat ekspresyjności i niedopowiedzeń. Czuję się oczarowana. :))
Ano nie pisałam, bo ja w zasadzie za nią nie przepadam. Ale tak mnie jakoś naszło. :> A Charliego i Cyźkę kocham, aż chyba pora na nią zaraz.
UsuńBaardzo się cieszę, dziękuję Ci ogromnie za komentarz!
Pozdrowienia serdeczne,
Miękko
aż chyba pora na nią zaraz. - dawaj, byle prędzej. Mam niedosyt literacki firmy 'Miękko'.
UsuńOdsyłam pozdrowienia! :p
Hahah, postaram się, zwłaszcza, że ostatnio nawet udaje mi się coś pisać. ;)
UsuńNo to alleluja, ja dalej czekam na coś dłuższego np. takie Ensamme. Jak już się poodgrażałaś tym nowym szablonem, to teraz dawaj nowy rozdział. <3
UsuńRozdział pisze się, na razie ma przerwę, bo jutro rano kolokwium z obiektówki, ale po tym postaram się ruszyć. ^^
UsuńSuper, to czekam. Powodzenia na kolokwium! :)
Usuń"Gdy przyszło mi umrzeć, powieki łopotały jak szalone [...]" - te łopoczące jak szalone powieki brzmią przynajmniej... nie wiem, no dziwnie. Łopoczące flagi, okej. Łopoczące pranie na linie, okej. Łopoczące skrzydła, też okej. Łopoczące powieki? Eee, no nie. Aż z tego wrażenia weszłam na słownik PWN-u, coby sprawdzić, czy może "łopotać" ma jakieś znaczenie, o którym nie wiem, ale nie ma - co tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że trochę przekombinowana ta metafora.
OdpowiedzUsuńAle reszta cudna. Chociaż przyznaję, że w pierwszej chwili na hasła "piegi" i "rude włosy" przyszła mi na myśl Ginny Weasley. No ale Ginny nie umarła, więc to musiała być Lily. A Lily, jako postać, jest mi z grubsza obojętna, ale trza przyznać, że jej ostatnie sekundy opisałaś ładnie.
Chociaż... Może zabrakło mi odrobiny myśli o Harrym. Jasne, Lily kochała męża i pewnie mogła odnaleźć jakąś ulgę w tym, że za moment znów będą razem, ale przecież zginęła, broniąc własnego syna, zginęła, by Harry mógł żyć (nawet jeśli wtedy nie wiedziała, że tym aktem faktycznie go uratuje). Czy nie logicznym byłoby więc, gdyby przeszła jej przez głowę choć jedna myśl związana z synem, nie wiem, pożegnanie, obietnica czuwania nad nim albo przynajmniej zwykłe "kocham cię"? Nie wszystko można w drabble'u zmieścić, pewnie, ale pewnie dałoby się zrobić tutaj miejsce na chociażby dwa-trzy słowa ("żegnaj, synku" albo właśnie "kocham cię (synku)").
Ale dobra, czepiam się, a sama przecież zapowiedziałaś, że to ma dotyczyć pairingu, a nie postaci. ^^""" Tak czy inaczej, ładnie napisane, naprawdę, bardzo emocjonalnie - i gdyby nie te "łopoczące powieki", wszystko byłoby iście na właściwym miejscu. :)
Pozdrawiam ciepło,
A wiesz, że jak na to patrzyłam, to widziałam trzepotanie za każdym razem? I aż się na to łopotanie zdziwiłam i musiałam poszukać. Wstyd i hańba, ale poprawione już, dziękuję za wytknięcie!
UsuńBardzo się cieszę. Do moich ulubionych postaci też nie należy, ale jakoś mnie naszło i musiałam napisać.
Czułam też, że wspomnienia o Harrym brakuje trochę, ale naprawdę by mi się nie zmieściło i nie pasowało, bo to jednak bardziej na męża miało być zorientowane. Mam też w zanadrzu tekst o mężu właśnie, miniaturkę tym razem, i tam już syn jest,bo tamten tekst jest bardziej zorientowany na całość, a tutaj potrzebowałam rzeczywiście skupienia na bohaterce i jej wybranku. Ale za uwagę dziękuję, oczywiście, może jak wrócę do tego tekstu za czas jakiś, to znajdę sposób, żeby to zgrabniej ująć.
Dziękuję bardzo za opinię, uwagi, komplementy i komentarz w ogóle!
Pozdrawiam serdecznie,
Miękko
Skąd ja znam takie sytuacje? To chyba normalne, w końcu ile razy można patrzeć na ten sam kawałek tekstu, mózg sam poprawia to, co nie pasuje oku, ale rękom to zapomni powiedzieć, bo mózgi to sklerotyki. (Jeny, prawie jak teoria spiskowa :P).
UsuńO, to ja czekam na tę miniaturkę. :D
To prawda! Irytujące potwornie, ale jak dla mnie, niestety, nie do przeskoczenia. Muszę sobie widocznie robić jeszcze dłuższe przerwy od tekstu, ale i tak siedzi w mojej głowie zaskakująco długo. Zwłaszcza od krótkich form trudno się uwolnić i zapomnieć na tyle, żeby błędy zauważać. -.-
UsuńWrzucam ją jako następną, ale namyślam się nad nią strasznie (chyba wciąż jest zbyt patetyczna)...
Dopiero etykiety uświadomiły mi, że ten maleńki fragmencik jest o śmierci Lily. W życiu nie przypisałabym tego do HP. Uwielbiam takie miniatury, pełne emocji, tajemniczości, pięknie napisane. Z miłą chęcią przeczytałabym coś dłuższego, pozostał mi pewien niedosyt. Pomyśl nad tym, nad trochę dłuższą historią, równie piękną i ulotną, jak ta tutaj.
OdpowiedzUsuńAno taki zamysł był, żeby tekst był nieodgadniony i niedopowiedziany trochę, także cieszę się z Twoje reakcji. Właśnie przyszło mi do głowy, że te etykiety to jak rozwiązanie zagadki na końcu książki, huhu.
UsuńBardzo się cieszę, że tekst przypadł Ci do gustu.
Wszystkie moje dłuższości na razie wiszą w eterze, schowane z profilu, bo czasu brak, żeby się nimi zajmować. Ale przypuszczam, że z początkiem wakacji (jak już się przeprowadzę z powrotem, oczywiście, i ogarnę trochę) ruszą na nowo. Co do dłuższej ulotnej, to chyba Nie żałuję się łapie, także z ręka na sercu mogę powiedzieć, ze myślę nad taką historią i pracuję nad nią przez czas cały. Jak się odwiesi, to zapraszam.
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za opinię,
Miękko
Tam wyżej nikt nie wiedział, że piszesz o Lily. A ja wiedziałam. Bo uwielbiam jej ukochanego, więc stwierdziłam, że to będzie dobry początek, jeśli zacznę właśnie od tego tekstu.
OdpowiedzUsuńAle najpierw chcę powiedzieć, że masz ładny szablon. Naprawdę. I że jestem zadowolona, że tutaj trafiłam, bo od jakiegoś tygodnia (po obrzydliwie długiej przerwie w czytaniu blogów...) próbuję znaleźć coś ciekawego i wszędzie mam tylko skrawki czegoś, co mogłoby być dobre.
Wiesz, naprawdę uwielbiam historię Jamesa i Lily i jest mi okropnie przykro, że ludzie (ba, sam cholerny Harry) uważa ją za niewartą uwagi (tutaj Harry uważa seniora za niewartego uwagi). I choć za każdym razem serce mi się kraje, kiedy czytam coś, co dotyczy śmierci Rogacza albo Evans, to jednak brnę w to dalej. Więc chwała za to, że ten tekst jest tak króciutki. I że zdecydowałaś się go mimo niechęci napisać.
Ale to nie jest tak, że jest... niedopowiedziany. Myślę, że gdyby był dłuższy, to nie tyle, że serce by mi pękło, to mogłabyś przedobrzyć. Chyba. W każdym razie, należą Ci się brawa za enigmatyczność, prozę poetycką i ostatnie zdanie. To naprawdę dobry tekst, ta "Zieleń", więc mam nadzieję, że jeszcze kiedyś skusisz się na coś z tego pairingu.
Lubię to. I idę czytać dalej.
Oo, ja Jamesa tez zaczęłam ostatnio lubić dzięki tekstom Elleen, ale boję się właśnie dlatego czytać coś z nim, bo się boję, że ta wizja, która mi się spodobała, ucieknie za stodołę i znów wpadnę w dziurę z tymi płytkimi pętakami, na którego go sporo ludzi kreuje...
UsuńOjej, dziękuję! Zazwyczaj lubię zmieniać szablony dosyć często, ale ten jest taki prosty i taki uniwersalny, że nie mogę się go pozbyć. Pasuje mi do wszystkiego i nie chcę tu niczego innego. A w dodatku tworzyłam go, jak dopiero zaczynałam z CSSem, więc dodatkowo zawsze mi się przypomina ta satysfakcja, jak coś zaczynało działać. ^^
O, o, ja też bardzo się cieszę, że tu trafiłaś (nurtuje mnie tylko jak i skąd jednego dnia trafiło tu aż troje nowych ludzi, niespotykane, tu przecież zaglądają tylko trzy osoby!).
O, ja myślę, że większość ma do nich i ich historii mocno ambiwalentne odczucia, bo z kanonu wychodzą albo na sentymentalne, romantyczne mniamałygi, albo na pozerów, ideały, bufony okropne, co to się o nich aż słuchać nie da. Mało kto jest w stanie trafić w złoty środek i napisać o nich tak, że nie jest ani za słodko, ani zbyt sentymentalnie, ani nie wypada płytko jak but i głupionastolatkowo. I wszystkim tym, którzy są w stanie napisać o nich coś sensownego zazdroszczę i chętnie czytam to, co stworzą. Ale najpierw to trzeba znaleźć, więc...
O, na pewno bym przedobrzyła! Znając moją skłonność do wpadania w patetyczne tony (czasem jak czytam swoje teksty po odleżeniu, to mam wrażenie, że żeby je do używalności doprowadzić, to musiałam wyciąć wszystko od pierwszego słowa, do ostatniej kropki), na pewno nie skończyłoby się to dobrze. Dlatego pozostałam przy drablu, w nadziei, że nikogo nie zemdli. ;)
Właśnie się skuszam, fragmenty mam już trzy, ale zanim coś z tego wyjdzie to, ten, dziesięć lat minie...
Dziękuję ogromnie za komentarz i miłe słowa wszystkie, co do literki!
Pozdrawiam serdecznie,
Miękko
James jest różny. Jak tak zaczynałam w ogóle przygodę z blogami i tym właśnie pairingiem, to pamiętam, jak po kolei uciekałam od tych opowiadań, bo ci stworzeni bohaterowie byli po prostu... niemożliwi. Dopiero jak trafiłam na dobrą stronę hpff, to moje życie w końcu nabrało sensu.
UsuńPowiem Ci w sekrecie (a może już zauważyłaś), że lubię patetyczne tony. ^^ Ale dalej uważam, że tej miniaturki tykać Ci nie wolno.
Czekam niecierpliwie na kolejny tekst z tej serii. Postaraj się proszę, żeby to jednak nie było dziesięć lat - a, ja wiem, jakieś dwa dni? :)
Ja baardzo, baaardzo długo nie mogłam trafić na dobrego Jamesa, a że czytywałam różne rzeczy, w których się pojawiał, to po kawałeczku znielubiałam coraz bardziej. A potem takie znielubienie to już ciężko odwrócić, niestety, trzeba do tego serii dobrych tekstów.
UsuńOjej, ja też! Ale zawsze się boję, że przesadzam. Ale jak czytam, to jestem przeszczęśliwa, jak się w czymś takim mam szansę potaplać. :D
Ojej, dwa dni to ja nie przypuszczam, za wolno mój mózg trawi koncepty i przekłada je na język zrozumiały. Musiałabym doznać objawienia czy czegoś tam (co jest możliwe, ale lepiej tego nie zakładać ;) ).