czwartek, 30 sierpnia 2012

Bukiet kwiatów


Może niektórzy z was wiedzą, że na rejestrze odbywa się konkurs. Pomyślałam, że dobrze byłoby spróbować napisać coś, co będzie miało odgórnie narzuconą tematykę i się zgłosiłam. Dostałam grupę z bukietem kwiatów i napisałam dwie wersje. Pierwsza skupiała się bardziej na... sama nie wiem czym, a druga została wysłana. Pomyślałam, że skoro już coś napisałam, to czemu by się tym nie podzielić. Wiec się dzielę.


Kiedy wchodziło się do pomieszczenia, pierwszym na co zwracało się uwagę był niezwykły zapach. Nie, nie zapach — smród. Duszący, niepokojący, kojarzący się ze śmiercią. Kiedy już oczy przyzwyczajały się do ciemności, wzrok odbijał się od ścian, szukając jego źródła, ale dopiero po dłuższej chwili przyjmowało się do wiadomości, że jest nim smętny bukiet stojący na komodzie. O tej porze dnia ciężko było rozróżnić kolory, ale od razu zwracało się uwagę na to, że kwiaty powinny wyglądać zupełnie inaczej. Osłabione łodygi przyginały się do ziemi pod ciężarem obrzmiałych płatków, bezwstydnie odkrywających środek i dumnie prężące się pręciki. Było w tym widoku coś nieprzyzwoitego, co sprawiało, że bezzwłocznie spuszczało się spojrzenie i pozwalało ciemnym rumieńcom na zdobycie policzków.
Było w nim też coś hipnotyzującego, co kazało oczom wywrócić się szaleńczo, żeby nadal patrzeć. Tym razem można było sobie pozwolić na zrobienie trzech kroków w kierunku komody i wyciągnięcie chciwej dłoni, która, uwolniona, wystrzeliwała przed siebie z nieprawdopodobną prędkością, ale zatrzymywała się płochliwie tuż przed osiągnięciem celu. Było już jednak za późno — poruszone powietrze strącało ze zwiędłej lilii ostatnią porcję pyłku. Wirujące drobinki osiadały na powierzchni mebla i na pomarszczonych, zbrązowiałych płatkach innych kwiatów. Kilka z nich zdołało nawet przebić się do mętnej wody w wazonie. To ona wydzielała obrzydliwy zapach i nasączała nim popękane łodygi, wciskając się w każdą szparę i drążąc własne ścieżki w żółtawym miąższu.
Wraz z upływem czasu, organizm przyzwyczajał się do odoru i chętnie wciągał zgniliznę w płuca, dając się omamić jak kwiaty, które tak bezwolnie się poddały. Kiedy słońce zaczynało wschodzić, zauważało się, że lepki, zielony nalot pokrywa ręce, które zachłannie gładziły wyprane z koloru rośliny. Nagle myśl o opuszczeniu mieszkania wydała się wstrętna, zwłaszcza, że język już dawno wsunął się między rozchylone płatki tulipana i zazdrośnie zlizywał nektar przeznaczony dla pszczół.

10 komentarzy:

  1. Cóż, nie wiem, jaka jest ta wysłana wersja, ale ta na pewno mi się podoba. Na hasło "bukiet kwiatów - stwórz opis" chyba nikt nie pomyślałby o opisaniu bukietu więdnącego, w sumie brzydkiego, ale w swojej brzydocie posiadającego to coś, co przykuwa uwagę. Taki lekki turpizm? Mi się podoba i chociaż doszlifowałabym jeszcze tę wersję, bo raz czy dwa odniosłam wrażenie, że stać Cię na więcej i lepiej (nie pytaj o konkrety, bo nie wiem, to były takie raczej przelotne i ogólne wrażenia), to gdybym miała być w jury konkursu i to przeczytała, na pewno być pozytywnie utkwiła w mojej pamięci. W sumie, dokładnie jak teraz. :)
    Pozdrawiam ciepło,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo w takim razie.
      Taką właśnie miałam nadzieję i w drugiej wersji też poszłam w tę stronę, ale bardziej skupiłam się na samych kwiatach, a mniej na, hm, ogóle sytuacji.
      Leciutki. ;)
      Na pewno jeszcze na nią zerknę za jakiś czas i wtedy pewnie coś przeformatuję, żeby tylko było lepiej. ^^
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam również,
      Miękko

      Usuń
  2. Tak, to jest naprawdę dobry tekst. Nie sądzę, bym sama wpadła na taki pomysł. Jest świeży i niesamowicie mi się podobał. A szczególnie:
    "Było w tym widoku coś nieprzyzwoitego, co sprawiało, że bezzwłocznie spuszczało się spojrzenie i pozwalało ciemnym rumieńcom na zdobycie policzków."
    "Tym razem można było sobie pozwolić na zrobienie trzech kroków w kierunku komody i wyciągnięcie chciwej dłoni, która, uwolniona, wystrzeliwała przed siebie z nieprawdopodobną prędkością, ale zatrzymywała się płochliwie tuż przed osiągnięciem celu."
    Te dwa fragmenty mnie niesamowicie urzekły i jestem pełna podziwu za takie zinterpretowanie tematu.
    Tekst od początku do końca jest utrzymany w niesamowitym klimacie, chce się go czytać raz po raz. Zgadzam się z Chiyo, piękne jest to, że rzecz, która pozornie jest brzydka i odpychająca, potrafi przyciągać, jest magnetyzująca i ujmująca w swojej brzydocie.

    Ogółem - lubię Twój styl. Ze wszystkich czterech tekstów najbardziej podobały mi się Stopy i z niecierpliwością czekam na kolejne teksty.

    Ścielę się,
    Psia Gwiazda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję za pokazanie ładnych zdań, to bardzo przydatne.
      Bardzo się cieszę, że nietypowe ujęcie tematu i sam tekst przypadły Ci do gustu!

      Dziękuję bardzo za komentarz.
      Pozdrawiam serdecznie,
      Miękko

      Usuń
  3. Hem, hem, nie zdziwię się, jak sieknę bzdurą, bo mój mózg jest spaczony, ale to paskudnie nieprzyzwoita metafora. Tak mi wygląda i podoba się niezmiernie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całość może nie, ale poszczególne fragmenty owszem. Bardzo się cieszę, że się podoba!

      Usuń
  4. Bardzo mi się podoba. Ujęcie tematu, jak i sposób opisywania. Skoro podkreślanie fragmentów, które się szczególnie podobają jest pomocne, to wypiszę swoje ulubione:

    "Osłabione łodygi przyginały się do ziemi pod ciężarem obrzmiałych płatków, bezwstydnie odkrywających środek i dumnie prężące się pręciki. Było w tym widoku coś nieprzyzwoitego, co sprawiało, że bezzwłocznie spuszczało się spojrzenie i pozwalało ciemnym rumieńcom na zdobycie policzków."
    "Wirujące drobinki osiadały na powierzchni mebla i na pomarszczonych, zbrązowiałych płatkach innych kwiatów. Kilka z nich zdołało nawet przebić się do mętnej wody w wazonie."
    "Wraz z upływem czasu, organizm przyzwyczajał się do odoru i chętnie wciągał zgniliznę w płuca, dając się omamić jak kwiaty, które tak bezwolnie się poddały. Kiedy słońce zaczynało wschodzić, zauważało się, że lepki, zielony nalot pokrywa ręce, które zachłannie gładziły wyprane z koloru rośliny."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, a czemu ja tego komentarza nie zauważyłam przez sto lat? Przepraszam bardzo, ja sama strasznie nie lubię, jak się moje komentarze pozostawia bez odzewu.

      Szalenie się cieszę, że Ci się podoba! Jest pomocne, a jakże, dziękuję za Twoje fragmenty i za kilka chwil, które mojemu tekstowi poświęciłaś!

      Pozdrawiam serdecznie,
      Miękko

      Usuń
  5. Ja nie będę oryginalna i powiem, że również podoba mi się Twoje podejście do tematu. Jest inne. I nie napisałaś romansu. Brawa dla Ciebie.

    Podoba mi się ostatnie zdanie i to nawet bardzo. I gdzieś w kącie głowy wciąż majaczyły mi zombiaki, o których ostatnio czytałam książkę.

    Podoba mi się też Twój styl, w tych wszystkich trzech tekstach Twojego autorstwa, jakie przeczytałam. Uwielbiam, kiedy autorzy w swoich opowiadaniach nie trzymają się sztywno żadnych ram, tylko bawią się językiem i próbują stworzyć coś nowego. Lubię, kiedy pokazują zupełnie inne spojrzenie na pewne sprawy. Cieszę się więc, że Tobie się to tutaj udało.

    Niemniej, wydaje mi się, że częściej mogłaś właśnie się popisać. Niektóre zdania się po prostu takie... zwykłe w porównaniu do reszty, jak sądzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!

      O, bo to kwiaty zombie, tak naprawdę, trochę takie sukkubie są nawet, co jest w sumie dziwną kombinacją i w przypadku ludzi na pewno by nie wypaliło...

      Bardzo się cieszę i bardzo dziękuję za przemiłe słowa, nakarmiłaś mi dziś wena tak, że do łóżka się nie zmieści i będzie musiał spać na laptopie (może coś napisze, jak będę spała..?).

      Tak mi się też wydaje, jak na ten tekst patrzę czasem, ale czekam na silny przypływ natchnienia, żeby grzebaniem w nim niczego nie popsuć.

      Pozdrawiam bardzo cieplutko,
      Miękko

      Usuń