Troszeczkę smutno, troszeczkę mielenia słów językiem. Nareszcie nie drabble, ale nadal potterowo.
Kiedy będą liczyć martwych, ona
załamie ręce. Ułożą ich obok siebie, jak pamiątki na kominku, każdy znajdzie
coś dla siebie. Przykryją, to prawda, ale tylko po to, żeby odkryć, żeby ludzie
chodzili i spoglądali na nich po raz ostatni, żeby spróbowali wchłonąć spojrzenie
ślepych oczu, niedawne dźwięki złapane przez głuche uszy.
Kiedy wyślą po kogoś z
ministerstwa, ona w końcu podniesie się z ławki. Przejdzie kilka kroków,
wsiąknie w tłum płaczek, nie roniąc ani jednej łzy. Odgarnie z czoła poplątane,
suche włosy, odgarnie szaleństwo, które natrętnie wpycha się na twarz, wpycha
się do głowy. Przejdzie jeszcze trochę, ktoś przydepcze skraj jej szaty,
potrąci ją łokciem, ktoś inny będzie krzyczał.
Kiedy czarodziejskie pogotowie
ratunkowe odjedzie, ona przetrze pulchne policzki tylko po to, żeby zorientować
się, że nadal nie ma na nich łez. Spróbuje odepchnąć kogoś ze swojej drogi, ale
nie da rady nawet podnieść ręki. Będzie jednak uporczywie parła do przodu,
wbrew fali ludzi odchodzących już od stygnących ciał — dostali tylko ostatnie
zerknięcie, potwierdzenie, że na pewno boli tak bardzo, że to się nie śni.
Kiedy na miejsce dotrze wysłannik
ministerstwa, ona padnie na kolana obok pierwszego ciała. Rozpocznie wściekłe
zrywanie płacht, konfrontacje z nieboszczykami, każdym po kolei, odwzajemni
wszystkie martwe spojrzenia, spije ostatnie przedśmiertne słowa zwisające
smętnie z posiniałych ust. Zignoruje krzyk, znajomy głos, znajome kroki, będzie
pełzła dalej, roztrącała powietrze, które nagle zacznie torować jej drogę.
Razem z powietrzem odtrąci wyciągnięte dłonie, odepchnie je od spoconego,
zmęczonego ciała, z którego nie może się wydostać. W końcu dotrze tam, gdzie
chciała.
Kiedy w znajomym głosie rozpozna
Artura, będzie już za późno, ostatnie spojrzenie zostanie przechwycone,
ostatnia bariera złamana. Ułoży się na ziemi między braćmi, ściskając ich zimne
dłonie najmocniej. Zamknie oczy i wtopi się w krajobraz. Będzie tylko kolejnym
martwym ciałem.